Blondynka
aż podskoczyła na krześle z wrażenia. Wstała i rozejrzała się. To nie tutaj.
Sprawdziła na piętrze i w łazience. Nic.
Chyba
nie ma tu piwnicy, a już na pewno strychu. Wzruszyła ramionami i wróciła do
swoich zajęć.
Filiżanka
z ciepłym, spienionym mlekiem i taca zdrowych kanapek z pełnoziarnistego
chleba. Smakowała każdy kęs śniadania – rzeżuchę, rzodkiewkę, twaróg ze
szczypiorkiem i pomidory. Starała się zrobić coś pysznego z tego, co znalazła w
ogrodzie i co sama zakupiła na targu. Pani Florence miała naprawdę jeden z
najpiękniejszych sadów w Apple Spirings, a tak się śpieszyła, że zostawiła
działkę pełną.
Dziś
odbywały się kolejne targi w handlowej dzielnicy Asu[1].
W korytarzu już stało osiem skrzynek przepełnionych owocami i dwa wiklinowe
kosze z różnymi ziołami, takimi jak rzeżucha czy roszpunka, dlatego też cały
dom przepełniał zapach smakowitych produktów, ale najintensywniej pachniały
czerwoniutkie, letnie jabłka – ich słodka woń była niesamowita, zasnuwająca
umysł.
Targi trwają zwykle tydzień,
wieczorami odbywały się zabawy, witające nowe miesiące. Do tego każdy mógł
zasmakować pysznych wytworów innych mieszkańców. Małą, miastową zabawę także
zaszczycał swoją obecnością sam burmistrz. Chodziły plotki, że kroi się tu jakiś
wielki przekręt z Unią Europejską. No bo przecież prezdydent takiej Polski,
albo chociażby Rosji nie przyjeżdża do jakiejś małej „osadki”, zaznaczonej
malutką kropką na mapie, od tak – na pstryknięcie palca. Szczególnie, że ich
wizyty nie są dokumentowane przez żadną kamerę ani aparat. A burmistrz jest
wyjątkowo chytry, o czym Reyna miała się niedługo przekonać.
Przeliczanie owoców przerwał jej
przeciągły jęk. Nasłuchiwała.
Za chwilę rozległ się trzask
drewna i tykanie. Głośne, szybkie. Musi być to co najmniej kilkanaście zegarów.
Wyraźnie słyszała wolniejsze i szybsze tempo odliczania w tym samym momencie.
Okno otworzyło się z hukiem, a wiatr wpadł z siłą do środka. Zamknęła je
szybko. Dźwięki ustały. Blondynka podeszła niepewnie do ściany naprzeciwko. Coś
kazało jej się poruszać, coś nią kierowało – nie umiała się zatrzymać, a w
mózgu było tak wiele myśli, że nie zdołała się skupić na żadnej. Wyciągnęła
rękę i na zakurzonej powierzchni zapisała palcem „Dom na krańcu czasu”. Gdy
postawiła ostatnią literę, od razu opuściła dłoń, a jej głowa wydawała się już
w porządku. Cofnęła się z przestrachem i krzyknęła, ale za chwilę zasłoniła
sobie usta. Gdy przestała, próbowała zetrzeć nadgarstkiem napis – na marne.
Kurz jakby „przyczepił się” do ściany. Jej mały zegarek, leżący teraz na
komodzie, wybił godzinę dziesiątą. Gdzieś w oddali zabił dzwon, a pod jej
stopami zakukała kukułka. Dwanaście razy. Tupnęła w stare deski pokrywające podłogę.
Odpowiedziało jej ciche trzeszczenie drewna. Odeszła pół metra i powtórzyła
czynność. Znowu to samo. I tak ciągle. Tup, trzask. Tup, trzask. Tup, trzask.
Tup, bum.
Reyna od razu padła na kolana i
zaczęła wodzić rękami po powierzchni. Pchnęła deski – nic się nie stało.
Ciągała, stukała, próbowała wyjmować – na marne.
- To szaleństwo – wyszeptała –
Wariuję. Opanuj się, Panahon. Nic nie słyszałaś. Nic nie widziałaś. Bo tutaj
nie zdarzyło się NIC – wydyszała i wstała, otrzepując kolana. A potem ruszyła do
łazienki jakby nigdy nic – bo przecież to było nic. Prawda?
- To chyba cały towar – krzyknęła
Reyna, zagłuszana przez ryk silnika. Murzynka uśmiechnęła się.
- W takim razie jedziemy, tak?
Mój brat, Brennan, właśnie pakuje ostatnie owoce. Zawsze odkłada swoje działki
na później – zachichotała – tak, hm, cóż. Zaraz go poznasz. O, o wilku mowa.
Z domu Yany wyszedł blady
mężcyzna obładowany skrzyniami. Miał czarne, rozwichrzone włosy i miły uśmiech
błąkający się w kącikach ust. Wrzucił rzeczy do pickupa, wytarł ręce i zwrócił
głowę w kierunku dziewczyny. Pocałował jej dłoń.
- Cześć. Jestem Brennan –
uśmiechnął się. – Reyna, tak?
Blondynka otworzyła usta i
zarumieniła się. Głos zamarł jej na chwilę w gardle.
- Ja… Tak – wykrztusiła. –
Myślałam, że… ty… też jesteś…
Zaśmiał się.
- Każdy tak reaguje. No, chodź
już – powiedział. – Muna, zapakowałaś swoje pomarańcze?
- Oczywiście. Zakładam się o
dychę, że opchnę więcej owoców od ciebie i tych twoich „jabłuszek” –
uśmiechnęła się złośliwie. Reyna dostrzegła kątem oka rudą czuprynę. River
przebiegła jezdnią, mijając blondynkę. Rudowłosa zdążyła jednak w szaleńczym
biegu pomachać kobiecie. Ta odpowiedziała jej uśmiechem.
- Dobra, jadę z towarem – zgłosił
się Brennan.
- Nie. To wasze auto. Tylko ja
nie mam samochodu – odpowiedziała natychmiast dziewczyna.
- Spokojnie. – roześmiał się. –
Bardzo to lubię, a ty zawsze możesz spaść, jeżeli jedziesz po raz pierwszy.
- A ty to co? – rzuciła Murzynka.
– Nie pamiętasz początków? „Ja chcę, ja chcę”, a potem…
Brennan zarumienił się i wskoczył
na miejsce. Reyna uśmiechnęła się delikatnie i wsadziła kosmyk włosów za ucho,
a potem usiadła obok Munayany.
O ile w
długich ciągach domów jest zimno i deszczowo, o tyle w centrum słońce praży, a
powietrze jest ciężkie i gorące. Teraz wokół fontanny zgromadzili się ludzie,
przyglądając się rozstawiającym się namiotom. Niebieskooka dziewczyna właśnie
stała w cieniu zielonej płachty materiału, rozciągniętej i przytwierdzonej do
ziemi grubymi palami. Tekturki z cenami artykułów spożywczych były już
wystawione. Teraz czekała tylko na oficjalne otwarcie targu, równo o godzinie
dwunastej. Dlatego teraz niecierpliwie spoglądała na zegar na wieży ratusza.
Dziesięć minut. Pięć. Trzy. Dwie. Ludzie już zgromadzili się na parkingu,
niespokojnie przebierając nogami. Skąd taka dokładność?
I nagle
zakukała kukułka. Równo dwanaście razy.
Klienci
ruszyli w stronę targu, gdy zerwał się ostry wiatr. Rzucił jej pod stropy jakąś
ubłoconą, mokrą, starą gazetę i ustał tak niespodziewanie, jak się zjawił.
Wytarła stronę tytułową i z trudem przeczytała tekst.
20 GRUDNIA 1999R.
APPLE
Rozbity statek
znaleziony w Pecos! SKANDAL!
Dziś
rano w zamarzniętej na kość rzece Pecos znaleziono wrak statku „Victoria”.
Przewoził on zegarki, drewno, butelki z kolorowym alkoholem i tajemniczą konstrukcję.
Tylko tyle zdradziła pani Florence Hastings (l. 52), która ów okręt znalazła i
zadzowniła po policję. Władze także nie są zbyt rozmowne. Co skrywa w sobie
statek? – więcej na str. 6
Kobieta
ściągnęła brwi. Zegarki? Butelki? Drewno? Konstrukcja? To przewożą zwykłe
ciężarówki. I jak ta gazeta zachowała się w stanie PRAWIE używalnym przez
czternaście lat? Schowała gazetę do torby i gdy zjawił się pierwszy klient,
nadal myślała o kawałku artykułu.
Wróciła
do domu późnym wieczorem, chowając puste skrzynie i kosze. Ubrana była w szarą
bluzę z kapturem, którą pożyczył jej Brennan. Był całkiem uroczy i to urzekło w
nim Reynę. Rozpinając kurtkę przypomniała sobie o magazynie i wyjęła go z
torby. Był sztywny i suchy.
- To
tylko przypadek – mruknęła. – Seria głupich przypadków, a ja, idiotka, szukam w
nich jakiegoś sensu. Zrządzenie losu. Tyle. Tylko… tyle.
Westchnęła
głośno, opadając na miękkie poduszki kanapy. Zobaczyła na środku stolika do
kawy zegarek. Miała z nim iść do zegarmistrza. Zapomniała. Znowu.
Przeczesała
palcami włosy i przyjrzała się badawczo mechanizmowi. Stanął w miejscu.
Nareszcie przestał wariować. Przeszkadzał jej tamten stan. Czuła się nieco
pewniej, myśląc, że skończył się ten szalony dzień i szybko nie wróci.
I wtedy długa wskazówka zegara
obróciła się powoli w stronę kąta, który ostatnio badała. Nie zauważyła tego, w
tej samej chwili wstając i kierując się w stronę łazienki.
[1]
AS – skrót od Apple Spirings
Wyrazów: 1 126
Stron: 3 i 1/3
Od autorki: Trochę więcej się dzieje, a odpowiedzi na swoje pytania (także te logiczne) znajdziecie niebawem :)
*.*
OdpowiedzUsuńCzekałam na Twój rozdział i wreszcie się doczekałam!
Ciekawa jestem dalszych losów Reyny i liczę na to, że nie będziesz kazała mi czekać na kolejny post tak długo :))
Pozdrawiam gorąco i życzę dużo weny!
http://wszystkie-drogi.blogspot.com/
Ja się zaraz rozpłaczę. ;c Rozpisałam się, a komentarz się nie dodał. ;( Idę się zabić...
OdpowiedzUsuńOpinią podzielę się jutro, bo teraz jestem wyzuta z emocji i siły...
PS Nie dokończyłaś mi swojej fabułki. Ten, kto... Kto co? xD
Cieszę się, że trafiłam na twój blog:)) Rozdział strasznie ciekawy i już nie mogę doczekać się następnego (mam nadzieję, że wkrótce się pojawi)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny
PS. Zapraszam do siebie
http://the-hunters-of-dreams.blogspot.com/