River nieśmiałym krokiem ruszyła w stronę domu panny Panahon. Wysoki budynek z białej cegły, o oknach w stylu gotyckim, mimo delikatnych barw wyglądał dość ponuro. Granatowy dach ze stylu dwuspadowych był obsypany kolorowymi liśćmi. Białe drzwi z mosiężną, szarą kołatką, nie używaną od lat. Wokół ogród – piękny, cudowny, barwny, przepełniony zapachami tak boskimi, że nie sposób było się na chwilę zatrzymać i przyglądać. Znacznie rozkwitł, odkąd mieszka tu ta dziewczyna, bo choć pani Hastings miała rękę do owoców, była leniwa. Prawie nigdy nie wychodziła, zasłaniała okna i nie przyjmowała gości. A ogrodem zajmował się wynajęty przez nią Brennan, jeden z najlepszych ogrodników w Apple Springs.
Rudowłosa
zamarła w połowie drogi ręki do drzwi. Przygryzła wargę i opuściła dłoń, ale
nie do końca. Zortfren popchnął ją lekko, a gdy ta nadal się wahała i już
mówiła, że to bardzo zły pomysł, zapukał kołatką do drzwi. Co prawda brzmiało
to jakby walił konarem drzewa w okno, ale Reyna na pewno usłyszała.
- Już,
już idę! – słychać było jej krzyk. River cofnęła się pół kroku i zaczęła kręcić
młynki kciukami.
- Boję
się – wyszeptała, podnosząc głowę w górę. W oknie mignęła jej blond czupryna.
Zaraz jej posiadaczka otworzyła drzwi. Reyna uśmiechnęła się.
- Czy
ja… mogę wejść? – powiedziała cicho przybyszka, opuszczając głowę tak, żeby
grzywka zasłaniała jej twarz.
-
Oczywiście, wchodź! – rzekła, przepuszczając ją w drzwiach.
Na dwu
z trzech tronów siedział starzec i dziewczyna. Ten pierwszy był o wiele młodszy
niż wczorajszej nocy, ale nadal stary, a przez siwiznę jego czupryny
przebiegały ciemniejsze refleksy. Patrzył w przestrzeń, bawiąc się laską z niebiańskiego sklepienia. Dziewczyna
patrzyła w lustro, próbując niebieskie włosy przykryć szczerozłotymi puklami. W
chwili, gdy kolejny włos uniósł się, poszarpał i zniebieściał poddała się.
-
Przekazałaś Łącznikowi przepowiednię? – zapytał, głębiej osadzając się na
miękkim tronie.
- Tak –
burknęła. – ale ta mała jest okropnie zuchwała. Czemu muszę być przydzielona do
tej rudej wariatki połączonej z potworem?
- Nie
przesadzaj. – machnął ręką. – Ta jego dusza jest doprawdy zaparta, osiedliła
się w jego ciele głęboko i nie wiem nawet, czy przepowiedziała dobrą
przepowiednię. Dusze są doprawdy uparte i męczące. Przewijają się przez nasze
królestwo, niektóre płaczą, inne krzyczą, a trzecie niszczą.
- Muszą
wyruszyć pojutrze – powiedziała lekceważącym głosem. – inaczej ich zabiję.
- Martwi
mnie ta druga – szepnął Przeszłość, nie zwracając uwagi na gadanie
Teraźniejszości. – ona chyba nic nie wie. Przyszłość cały czas przy niej jest,
kieruje ją we właściwym kierunku… Ale nie ufam naszej nowej siostrze. Szybko
się starzejesz. Zbyt szybko. A ona jest w posiadaniu władzy, kreuje to, co nie
jest stałe…
- To
zwykła gówniara – odszepnęła miękko – nie zna tajemnic czasu. I lepiej, żeby
nie poznała – wysyczała. Oczy złotowłosej zapłonęły żywym ogniem. – A
Przewodnik jest taka, jak ona. Chytra jak lis. Jednak dokładna niczym kompas.
-
Nieprawda. Reyna po prostu logicznie myśli. I to może okazać się zgubne… -
powiedział zamyślony.
- Coś
się stało? – zapytała blondynka, siadając na kanapie. River siadła obok niej i,
nadal nic nie mówiąc, rozejrzała się. W tym czasie Reyna zdążyła przeanalizować
jej ubiór – czarna, skórzana kurtka, różowa koszula w kratę, nisko opuszczone
jeansy i czerwone, zniszczone trampki, ze sznurowadłami pomalowanymi
długopisem. Na plecach miała ciemnozielony plecaczek. Dzisiaj jest sobota, nie
ma lekcji. Chyba nie miała dobrych wieści. Uciekła z domu?
- W
sumie to… tak – szepnęła, kiwając głową. – I to dużo.
-
Uciekłaś z domu? – zapytała, zakładając kosmyk włosów za ucho.
- Co?
A… Nie, nie.
- W
takim razie, co się stało? – uśmiechnęła się miło.
- One
nas widzą. – wskazała na oczy – słyszą. – na uszy – i czują. – na serce.
Kobieta
ściągnęła brwi i zmarszczyła nos.
- Kto?
Po
chwili zastanowienia rudowłosa odpowiedziała:
-
Dusze.
Reyna
otworzyła szeroko usta. Chciała coś powiedzieć, ale głos zamarł jej w gardle,
więc zamknęła buzię i pokręciła głową.
- To…
om… - wychrypiała.
-
Uważasz mnie za wariatkę. – zmrużyła oczy i położyła dłonie na podołku. –
Udowodnię ci to.
Z
szafki spadł zegarek. Wszystkie kredensy w kuchni się otworzyły, z lodówki
wypadło jedzenie. Żaluzje nagle upadły na podłogę. Telewizor sam się włączył i
zaczął zmieniać kanały. Reyna wstała nagle.
-
Przestań… - szepnęła. – Przestań!
Wszystko
ustało i wróciło na swoje miejsce. Dziewczyna położyła rękę na piersi, a jej
oddech stał się płytki i nierówny.
- O
matko. – pokręciła głową. – Nie, nie, nie. To da się logicznie wytłumaczyć. Na
pewno… Na pewno się da… - jęknęła i popatrzyła na River, równie zszokowaną jak
ona.
- Ty…
rozkazałaś Zortfrenowi. Nie jesteś mną… I cię… I ciebie… Nie zabił – szepnęła.
- Zo…
Zortfrenowi?
- Tak.
Nazywa się Zortfren. A ja… przyszłam ci wytłumaczyć to i owo. Nie wiem wiele
więcej od ciebie… Ale coś wiem.
Reyna
opadła ciężko na poduszki. Miała totalny mętlik w głowie. Nie wiedziała, co o
tym myśleć. Przyjechała tu szukać spokoju, a nie jakichś strachów-lachów.
- Więc…
mów.
Brennan
pracował w ogrodzie, ale teraz podpierał się na łopacie i przyglądał temu, co
działo się w oknie sąsiedniego domu – domu Reyny. Wszystko latało. Co się tam
działo? Włamanie? Zerknął przelotnie na swoją przyszywaną siostrę, podnoszącą
właśnie z ziemi skrzynię pełną jakichś dziwnych, małych, niebieskich
kwiatuszków z ogromnymi liśćmi. Zresztą, hodował owoce, a nie, tak jak Muna,
zioła, przyprawy i jadalne badyle, więc skąd miał wiedzieć, co to jest?
Zresztą, wcale go to nie obchodziło.
Oparł
łopatę o płot i rzucił się do drzwi swojego domu. Reyna była jego przyjaciółką,
lubił ją i traktował jak siostrę. Nie chciał, żeby coś jej się stało. A poza
tym… Zawsze chciał postrzelać.
Otworzył
szeroko szafę i wyrzucił na podłogę jakieś kurtki. Wreszcie trafił na rzecz,
owiniętą w koszulkę z napisem „Puf-Puf” i rysunkiem broni. Odwinął bluzkę i
znalazł dubeltówkę Murzynki, której zawsze używała na polowaniach. Sprawdził,
czy jest naładowana i pobiegł, po drodze zderzając się z Afrykanką.
- Ej! –
krzyknęła. – Hola, hola! Co ty chcesz zrobić? Oddawaj broń, to nie jest zaba…
Ale on
nie słuchał. Wbiegł przez bramę dzielącą ich ogród od jej i otworzył z impetem
drzwi. Nie były zamknięte na klucz, co go nie zdziwiło, ale zdziwił go widok
River – tej małej, co kiedyś kradła im jabłka z ogrodu. Oprócz rudowłosej i
samej Reyny nie było tu nikogo, a bałagan, który widział jeszcze dwie minuty
temu, zniknął. Uniósł wysoko brwi i podrapał się po głowie. Nonszlancko oparł
się o framugę drzwi.
- Ja tu
z misją ratunkową – wyjaśnił zakłopotany. Reyna uśmiechnęła się przepraszająco.
-
Wejdź. Czekałyśmy na ciebie – powiedziała nagle River, z siłą, której się po
niej nie spodziewali.
- Na
mnie? – rzekł, a jego brwi uniosły się jeszcze wyżej. Nastolatka kiwnęła głową
i klepnęła puste miejsce na kanapie. Reyna zachęciła go ruchem ręki zza
ramienia dziewczyny. Brennan usiadł powoli i niepewnie.
-
Wczoraj w nocy… stało się coś niezwykłego? – zapytała River. Czarnowłosy drgnął
i uchylił usta. Wyglądał trochę jak ryba. – Wiedziałam! – uśmiechnęła się
triumfalnie.
- Co? –
zapytał.
-
Wczoraj w nocy nawiedził cię jakiś duch, tak? I wypowiedziałeś przepowiednię! –
wykrzyczała wesoło.
-
Słuchaj, mała, ja nie jestem wariatem, bo gdybym był, to bym był wariatem –
mruknął z uśmiechem w kącikach ust. Reyna zachichotała. – Co?
- Nic,
nic. Po prostu… - zaczęła, ale River jej przerwała.
- Wśród
nas są mieszkańcy Infrawymiaru. To świat… To świat Po. Ten jest Przed. Dzielą
się na trzy kategorie: dusze, widma i potwory. Dusze są raczej spokojne.
Opuszczają ciała i przybierają zupełnie inne postacie, zwykle człowieka, którym
taki duch był przed śmiercią. Są niewidzialne, ale potrafią się ukazywać.
Kolejna kategoria to widma. To dusze, które nie pogodziły się z końcem. Często
opanowują obcych ludzi… i się mszczą. Za śmierć. Zabijają, sieją zniszczenie.
Podejrzewam, że naszego burmistrza opanowało takie widmo… Przybierają postać
tego, co skłonni jesteśmy nazwywać „potworami”, chociaż to nie oni. Często jest
to jakiś smok… Ale ludzki strach kształtuje ich na to, czego najbardziej się
boimy. Ostatni mieszkańcy to potwory. To… No, cóż. Chyba tego nie muszę wam
tłumaczyć.
Po tym
nastąpiła długa chwila ciszy. Pierwszy odezwał się Brennan:
- I że
ja mam w to uwierzyć, tak? – zapytał, chociaż naprawdę był skłonny uwierzyć.
-
Trójka ludzi znów się spotyka, czasy trzy… Czy to, że znam to, co twoim zdaniem
było snem, nie jest wystarczającym powodem? A poza tym… – uniosła dłonie w
górę. – Jestem połączona z duszą. Lub widmem. Albo potworem. Nazywa się
Zortfren i może ci pokazać, co potrafi. Najlepiej na…
- Dość
demolowania mojego domu! – zdenerwowała się Reyna. – Nie wierzę, że to mówię,
ale… sądzę, że mówisz prawdę. Ostatnio mój zegar zaczął wariować, ja znalazłam
skrytkę pod podłogą, a wiatr mnie prześladuje. Muszę wiedzieć, co się dzieje!
-
Skrytkę? – zapytał Brennan.
-
Wiatr? – wtrąciła River.
- I
zegar. – pokiwała głową blondynka. Westchnęła. – Nawet, jeżeli to sobie
wymyśliłaś, z chęcią pójdę poszukać tego
runa. Zawsze chciałam pozwiedzać świat.
- A ty,
Brennan? – zwróciła się do niego nastolatka. Już chciał powiedzieć „Nie ma
mowy. Zwariowałyście!”, ale usłyszał głos dudniący w głowie. „Pójdziesz, czy
tego chcesz, czy nie. Ty pójdziesz. Musisz pójść”.
- Spoko
– odparł szybko. – to kiedy wyruszamy?
- Jutro
o świcie – zadecydowała Reyna. – Ja i Brennan… Ja sądzę, że my… Musimy
przywyknąć.
-
Jasne. Słońce wschodzi o szóstej. Przed przystankiem autobusowym piętnaście
minut przed czasem. Weźcie bilety. I kasę. Najlepiej dużo, bo będziemy
podróżować pociągami, taksówkami…
- A mój
pickup? – zapytał Brennan. – Czemu moje maleństwo ma zostać same w domu?
River
spojrzała na niego z ukosa.
- Pickup
jest dla dwóch osób. A poza tym, nie wytrzyma dystansów. To może być wszędzie.
Nie tylko w USA – rzekła. Reyna wstała i zaczęła hustać się na piętach. Nie
wiedziała, co o tym myśleć. Z dnia na dzień dowiaduje się takich rzeczy. Można
być zdezorientowanym.
- To
jutro o 5:45, przystanek. Jesteśmy umówieni.
Wyrazów: 1576
Stron: 4 i 2/5 strony
Od autorki: Chyba nie dzieje się to za szybko, prawda? Nie chcę was przynudzać, bo sam wątek właściwy jest zaplanowany na wszystkie rozdziały do przodu, dość rozwleczony :D A rozdział VI skończony. I VII. I VIII. Ale musicie zasłużyć, heheszki :D