środa, 29 stycznia 2014

Rozdział V "One nas widzą, słyszą i czują"


                River nieśmiałym krokiem ruszyła w stronę domu panny Panahon. Wysoki budynek z białej cegły, o oknach w stylu gotyckim, mimo delikatnych barw wyglądał dość ponuro. Granatowy dach ze stylu dwuspadowych był obsypany kolorowymi liśćmi. Białe drzwi z mosiężną, szarą kołatką, nie używaną od lat. Wokół ogród – piękny, cudowny, barwny, przepełniony zapachami tak boskimi, że nie sposób było się na chwilę zatrzymać i przyglądać. Znacznie rozkwitł, odkąd mieszka tu ta dziewczyna, bo choć pani Hastings miała rękę do owoców, była leniwa. Prawie nigdy nie wychodziła, zasłaniała okna i nie przyjmowała gości. A ogrodem zajmował się wynajęty przez nią Brennan, jeden z najlepszych ogrodników w Apple Springs.
                Rudowłosa zamarła w połowie drogi ręki do drzwi. Przygryzła wargę i opuściła dłoń, ale nie do końca. Zortfren popchnął ją lekko, a gdy ta nadal się wahała i już mówiła, że to bardzo zły pomysł, zapukał kołatką do drzwi. Co prawda brzmiało to jakby walił konarem drzewa w okno, ale Reyna na pewno usłyszała.
                - Już, już idę! – słychać było jej krzyk. River cofnęła się pół kroku i zaczęła kręcić młynki kciukami.
                - Boję się – wyszeptała, podnosząc głowę w górę. W oknie mignęła jej blond czupryna. Zaraz jej posiadaczka otworzyła drzwi. Reyna uśmiechnęła się.
                - Czy ja… mogę wejść? – powiedziała cicho przybyszka, opuszczając głowę tak, żeby grzywka zasłaniała jej twarz.
                - Oczywiście, wchodź! – rzekła, przepuszczając ją w drzwiach.

                Na dwu z trzech tronów siedział starzec i dziewczyna. Ten pierwszy był o wiele młodszy niż wczorajszej nocy, ale nadal stary, a przez siwiznę jego czupryny przebiegały ciemniejsze refleksy. Patrzył w przestrzeń, bawiąc się  laską z niebiańskiego sklepienia. Dziewczyna patrzyła w lustro, próbując niebieskie włosy przykryć szczerozłotymi puklami. W chwili, gdy kolejny włos uniósł się, poszarpał i zniebieściał poddała się.
                - Przekazałaś Łącznikowi przepowiednię? – zapytał, głębiej osadzając się na miękkim tronie.
                - Tak – burknęła. – ale ta mała jest okropnie zuchwała. Czemu muszę być przydzielona do tej rudej wariatki połączonej z potworem?
                - Nie przesadzaj. – machnął ręką. – Ta jego dusza jest doprawdy zaparta, osiedliła się w jego ciele głęboko i nie wiem nawet, czy przepowiedziała dobrą przepowiednię. Dusze są doprawdy uparte i męczące. Przewijają się przez nasze królestwo, niektóre płaczą, inne krzyczą, a trzecie niszczą.
                - Muszą wyruszyć pojutrze – powiedziała lekceważącym głosem. – inaczej ich zabiję.
                - Martwi mnie ta druga – szepnął Przeszłość, nie zwracając uwagi na gadanie Teraźniejszości. – ona chyba nic nie wie. Przyszłość cały czas przy niej jest, kieruje ją we właściwym kierunku… Ale nie ufam naszej nowej siostrze. Szybko się starzejesz. Zbyt szybko. A ona jest w posiadaniu władzy, kreuje to, co nie jest stałe…
                - To zwykła gówniara – odszepnęła miękko – nie zna tajemnic czasu. I lepiej, żeby nie poznała – wysyczała. Oczy złotowłosej zapłonęły żywym ogniem. – A Przewodnik jest taka, jak ona. Chytra jak lis. Jednak dokładna niczym kompas.
                - Nieprawda. Reyna po prostu logicznie myśli. I to może okazać się zgubne… - powiedział zamyślony.

                - Coś się stało? – zapytała blondynka, siadając na kanapie. River siadła obok niej i, nadal nic nie mówiąc, rozejrzała się. W tym czasie Reyna zdążyła przeanalizować jej ubiór – czarna, skórzana kurtka, różowa koszula w kratę, nisko opuszczone jeansy i czerwone, zniszczone trampki, ze sznurowadłami pomalowanymi długopisem. Na plecach miała ciemnozielony plecaczek. Dzisiaj jest sobota, nie ma lekcji. Chyba nie miała dobrych wieści. Uciekła z domu?
                - W sumie to… tak – szepnęła, kiwając głową. – I to dużo.
                - Uciekłaś z domu? – zapytała, zakładając kosmyk włosów za ucho.
                - Co? A… Nie, nie.
                - W takim razie, co się stało? – uśmiechnęła się miło.
                - One nas widzą. – wskazała na oczy – słyszą. – na uszy – i czują. – na serce.
                Kobieta ściągnęła brwi i zmarszczyła nos.
                - Kto?
                Po chwili zastanowienia rudowłosa odpowiedziała:
                - Dusze.
                Reyna otworzyła szeroko usta. Chciała coś powiedzieć, ale głos zamarł jej w gardle, więc zamknęła buzię i pokręciła głową.
                - To… om… - wychrypiała.
                - Uważasz mnie za wariatkę. – zmrużyła oczy i położyła dłonie na podołku. – Udowodnię ci to.
                Z szafki spadł zegarek. Wszystkie kredensy w kuchni się otworzyły, z lodówki wypadło jedzenie. Żaluzje nagle upadły na podłogę. Telewizor sam się włączył i zaczął zmieniać kanały. Reyna wstała nagle.
                - Przestań… - szepnęła. – Przestań!
                Wszystko ustało i wróciło na swoje miejsce. Dziewczyna położyła rękę na piersi, a jej oddech stał się płytki i nierówny.
                - O matko. – pokręciła głową. – Nie, nie, nie. To da się logicznie wytłumaczyć. Na pewno… Na pewno się da… - jęknęła i popatrzyła na River, równie zszokowaną jak ona.
                - Ty… rozkazałaś Zortfrenowi. Nie jesteś mną… I cię… I ciebie… Nie zabił – szepnęła.
                - Zo… Zortfrenowi?
                - Tak. Nazywa się Zortfren. A ja… przyszłam ci wytłumaczyć to i owo. Nie wiem wiele więcej od ciebie… Ale coś wiem.
                Reyna opadła ciężko na poduszki. Miała totalny mętlik w głowie. Nie wiedziała, co o tym myśleć. Przyjechała tu szukać spokoju, a nie jakichś strachów-lachów.
                - Więc… mów.

                Brennan pracował w ogrodzie, ale teraz podpierał się na łopacie i przyglądał temu, co działo się w oknie sąsiedniego domu – domu Reyny. Wszystko latało. Co się tam działo? Włamanie? Zerknął przelotnie na swoją przyszywaną siostrę, podnoszącą właśnie z ziemi skrzynię pełną jakichś dziwnych, małych, niebieskich kwiatuszków z ogromnymi liśćmi. Zresztą, hodował owoce, a nie, tak jak Muna, zioła, przyprawy i jadalne badyle, więc skąd miał wiedzieć, co to jest? Zresztą, wcale go to nie obchodziło.
                Oparł łopatę o płot i rzucił się do drzwi swojego domu. Reyna była jego przyjaciółką, lubił ją i traktował jak siostrę. Nie chciał, żeby coś jej się stało. A poza tym… Zawsze chciał postrzelać.
                Otworzył szeroko szafę i wyrzucił na podłogę jakieś kurtki. Wreszcie trafił na rzecz, owiniętą w koszulkę z napisem „Puf-Puf” i rysunkiem broni. Odwinął bluzkę i znalazł dubeltówkę Murzynki, której zawsze używała na polowaniach. Sprawdził, czy jest naładowana i pobiegł, po drodze zderzając się z Afrykanką.
                - Ej! – krzyknęła. – Hola, hola! Co ty chcesz zrobić? Oddawaj broń, to nie jest zaba…
                Ale on nie słuchał. Wbiegł przez bramę dzielącą ich ogród od jej i otworzył z impetem drzwi. Nie były zamknięte na klucz, co go nie zdziwiło, ale zdziwił go widok River – tej małej, co kiedyś kradła im jabłka z ogrodu. Oprócz rudowłosej i samej Reyny nie było tu nikogo, a bałagan, który widział jeszcze dwie minuty temu, zniknął. Uniósł wysoko brwi i podrapał się po głowie. Nonszlancko oparł się o framugę drzwi.
                - Ja tu z misją ratunkową – wyjaśnił zakłopotany. Reyna uśmiechnęła się przepraszająco.
                - Wejdź. Czekałyśmy na ciebie – powiedziała nagle River, z siłą, której się po niej nie spodziewali.
                - Na mnie? – rzekł, a jego brwi uniosły się jeszcze wyżej. Nastolatka kiwnęła głową i klepnęła puste miejsce na kanapie. Reyna zachęciła go ruchem ręki zza ramienia dziewczyny. Brennan usiadł powoli i niepewnie.
                - Wczoraj w nocy… stało się coś niezwykłego? – zapytała River. Czarnowłosy drgnął i uchylił usta. Wyglądał trochę jak ryba. – Wiedziałam! – uśmiechnęła się triumfalnie.
                - Co? – zapytał.
                - Wczoraj w nocy nawiedził cię jakiś duch, tak? I wypowiedziałeś przepowiednię! – wykrzyczała wesoło.
                - Słuchaj, mała, ja nie jestem wariatem, bo gdybym był, to bym był wariatem – mruknął z uśmiechem w kącikach ust. Reyna zachichotała. – Co?
                - Nic, nic. Po prostu… - zaczęła, ale River jej przerwała.
                - Wśród nas są mieszkańcy Infrawymiaru. To świat… To świat Po. Ten jest Przed. Dzielą się na trzy kategorie: dusze, widma i potwory. Dusze są raczej spokojne. Opuszczają ciała i przybierają zupełnie inne postacie, zwykle człowieka, którym taki duch był przed śmiercią. Są niewidzialne, ale potrafią się ukazywać. Kolejna kategoria to widma. To dusze, które nie pogodziły się z końcem. Często opanowują obcych ludzi… i się mszczą. Za śmierć. Zabijają, sieją zniszczenie. Podejrzewam, że naszego burmistrza opanowało takie widmo… Przybierają postać tego, co skłonni jesteśmy nazwywać „potworami”, chociaż to nie oni. Często jest to jakiś smok… Ale ludzki strach kształtuje ich na to, czego najbardziej się boimy. Ostatni mieszkańcy to potwory. To… No, cóż. Chyba tego nie muszę wam tłumaczyć.
                Po tym nastąpiła długa chwila ciszy. Pierwszy odezwał się Brennan:
                - I że ja mam w to uwierzyć, tak? – zapytał, chociaż naprawdę był skłonny uwierzyć.
                - Trójka ludzi znów się spotyka, czasy trzy… Czy to, że znam to, co twoim zdaniem było snem, nie jest wystarczającym powodem? A poza tym… – uniosła dłonie w górę. – Jestem połączona z duszą. Lub widmem. Albo potworem. Nazywa się Zortfren i może ci pokazać, co potrafi. Najlepiej na…
                - Dość demolowania mojego domu! – zdenerwowała się Reyna. – Nie wierzę, że to mówię, ale… sądzę, że mówisz prawdę. Ostatnio mój zegar zaczął wariować, ja znalazłam skrytkę pod podłogą, a wiatr mnie prześladuje. Muszę wiedzieć, co się dzieje!
                - Skrytkę? – zapytał Brennan.
                - Wiatr? – wtrąciła River.
                - I zegar. – pokiwała głową blondynka. Westchnęła. – Nawet, jeżeli to sobie wymyśliłaś,  z chęcią pójdę poszukać tego runa. Zawsze chciałam pozwiedzać świat.
                - A ty, Brennan? – zwróciła się do niego nastolatka. Już chciał powiedzieć „Nie ma mowy. Zwariowałyście!”, ale usłyszał głos dudniący w głowie. „Pójdziesz, czy tego chcesz, czy nie. Ty pójdziesz. Musisz pójść”.
                - Spoko – odparł szybko. – to kiedy wyruszamy?
                - Jutro o świcie – zadecydowała Reyna. – Ja i Brennan… Ja sądzę, że my… Musimy przywyknąć.
                - Jasne. Słońce wschodzi o szóstej. Przed przystankiem autobusowym piętnaście minut przed czasem. Weźcie bilety. I kasę. Najlepiej dużo, bo będziemy podróżować pociągami, taksówkami…
                - A mój pickup? – zapytał Brennan. – Czemu moje maleństwo ma zostać same w domu?
                River spojrzała na niego z ukosa.
                - Pickup jest dla dwóch osób. A poza tym, nie wytrzyma dystansów. To może być wszędzie. Nie tylko w USA – rzekła. Reyna wstała i zaczęła hustać się na piętach. Nie wiedziała, co o tym myśleć. Z dnia na dzień dowiaduje się takich rzeczy. Można być zdezorientowanym.

                - To jutro o 5:45, przystanek. Jesteśmy umówieni. 

Wyrazów: 1576
Stron: 4 i 2/5 strony
Od autorki: Chyba nie dzieje się to za szybko, prawda? Nie chcę was przynudzać, bo sam wątek właściwy jest zaplanowany na wszystkie rozdziały do przodu, dość rozwleczony :D A rozdział VI skończony. I VII. I VIII. Ale musicie zasłużyć, heheszki :D

5 komentarzy:

  1. Ty mój zacny wodospadzie!
    Rozdział jak zawsze bardzo mi się podoba. Jest epicki. ^^ Ciekawe jaka dusza/widmo/potwór/inna dziwność zamieszkuje ciało Brennana, że ten jest zmuszony robić rzeczy, których nie chce. I czemu Przeszłość w poprzednim rozdziale powiedział "twój żywiciel" (wcześnie sobie przypominam o tak ważnej sprawie xD ). To takie nurtujące...
    Zauważyłam, że momentami gubisz podmiot. Ja, jako osoba zaczytana po pięciu minutach myślenia, potrafię się skapnąć kto, co powiedział, ale to nie zmienia faktu, że momentami podmiotu brakuje. xD Dam ci przykład:
    " - Czy ja… mogę wejść? – powiedziała cicho przybyszka, opuszczając głowę tak, żeby grzywka zasłaniała jej twarz.
    - Oczywiście, wchodź! – rzekła, przepuszczając ją w drzwiach."
    To zabrzmiało, jakby to River pytała o wejście i od razu ona odpowiedziała, że jednak wejść może. :)
    ...

    ...

    ...

    I jeszcze jedna, nurtująca mnie sprawa. Skoro masz konto, to czemu piszesz komcie z anonimka? O_o Medżik, its faken medżik!

    PS Mam nowy pomysł na opowiadanie! Król Szamanów rządzi! Łuuuuuhuuuu!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny blog.
    Jeśli lubisz fantastykę zapraszam http://sylvari-nadzieja-elionu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, czy już wcześniej komentowałam na tym blogu, a nie mogę sobie przypomnieć. Niemniej jednak czytam od samego początku i bardzo spodobało mi się to opowiadanie.
    Masz bardzo przyjemny, prosty, ale taki wyszukany styl pisania, który jest definitywnie w moim guście. Poza tym kreujesz wspaniały, tajemniczy świat. Zaciekawiasz i na pewno będę tu dalej zaglądać.
    A co podobało mi się najbardziej w tym rozdziale? Scena pomiędzy River, Reyną i "latającymi przedmiotami". Zrobiło się naprawdę... strasznie. :)
    Pozdrawiam serdecznie

    http://the-gates-of-earth.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam już dawno, niestety nie miałam czasu skomentować.
    Dopiero teraz znalazłam trochę czasu.
    Pierwsze co to bardzo spodobał mi się szablon. Ma ładną kolorystykę i nagłówek. Jesteś fanką Percy'ego? I na nagłówku i w bohaterach aktorzy z filmu ^^
    Piszesz bardzo dobrze, szybko się czyta :) Do tego kreujesz własny, oryginalny świat, który bardzo mnie wciągnął. Lubię również Twoich bohaterów, z których każdy ma indywidualny charakter. Najbardziej chyba polubiłam River. Cieszę się, że Reyna już zaczęła jej wierzyć. Teraz czas na Brennana. Swoją drogą to chyba Ci aktorka nie pasuje na Reynę - opisujesz ją jako blondynkę, a Alexandra jest szatynką. To troszkę wprowadza w błąd. Zastanawiam się, co się wydarzy na ich "wycieczce" (: Pisz szybciutko, bo już się nie mogę doczekać :)
    Poinformuj mnie o nowym rozdziale, proszę, bo coś mi się zryło i nie mogę się dodać do wszystkowiedzących/obserwujących :(

    Jeśli będziesz miała czas zapraszam też do mnie :) [kraina-hadesa]

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale miałam dość duże zawirowania z czasem he he
    Rozdział cudowny, jak każdy, tylko troszkę krótki :< A szkoda. Mam nadzieję, że ta wycieczka będzie opisana już w kolejnym, bo chyba nie wytrzymam!
    Najbardziej z Twoich postaci lubię Brennana, nie wiem nawet za co, ale jest taki... taki wprost do lubienia, o!
    Bardzo jestem ciekawa, co będzie dalej, więc dodaj szybko nowy rozdział! :)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny.

    PS. U mnie też jest nowy rozdział! Dziś dodałam, w końcu.
    wszystkie-drogi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń